Nowy rok szkolny przyniósł wprowadzenie do szkół przedmiotu edukacja zdrowotna. Zajęcia prowadzone są w szkołach podstawowych od klas IV do VIII oraz w szkołach ponadpodstawowych, w wymiarze jednej godziny tygodniowo. Na razie przedmiot ma charakter nieobowiązkowy – rodzice lub pełnoletni uczniowie mogą złożyć rezygnację z uczestnictwa do 25 września i robią to na potęgę. Dziś można śmiało powiedzieć: wprowadzenie tego przedmiotu to porażka Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Pierwsze sygnały pokazują, że zainteresowanie lekcjami jest niewielkie. W wielu szkołach rodzice masowo rezygnują z nowego przedmiotu, obawiając się ideologizacji lub po prostu nie widząc w nim potrzeby. To może oznaczać, że już w pierwszym roku funkcjonowania edukacja zdrowotna stanie się jednym z najmniej popularnych elementów szkolnego planu zajęć.
Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało, że dane o faktycznej frekwencji pojawią się na początku października, gdy dyrektorzy wprowadzą je do Systemu Informacji Oświatowej. Wtedy będzie można realnie ocenić skalę zainteresowania lub niechęci wobec przedmiotu.
Mimo początkowych kontrowersji resort nie wyklucza, że edukacja zdrowotna w przyszłości stanie się obowiązkowa. Ma to zależeć od doświadczeń z pierwszego roku funkcjonowania oraz opinii rodziców, uczniów i nauczycieli. Ostateczne decyzje mają zostać podjęte po zebraniu pełnych danych i przeanalizowaniu efektów zajęć.
Nowy przedmiot w zamyśle ma odpowiadać na wyzwania współczesnego świata, w tym problemy zdrowia psychicznego, uzależnienia czy choroby cywilizacyjne. Zwolennicy podkreślają, że profilaktyka i wiedza przekazywana w ramach edukacji zdrowotnej może mieć bezpośrednie przełożenie na życie młodych ludzi. Krytycy wskazują natomiast, że szkoła powinna koncentrować się przede wszystkim na nauce tradycyjnych przedmiotów.
Przyszłość edukacji zdrowotnej pozostaje więc niepewna. Dziś jest to przedmiot fakultatywny, ale za rok może okazać się, że stanie się obowiązkowym elementem programu nauczania.






