Zaczyna się niewinnie. Ktoś kupuje żółwia czerwonolicego do domowego akwarium, a gdy zwierzę rośnie i staje się kłopotliwe, postanawia „podarować mu wolność”. Trafia więc do pobliskiego jeziora albo stawu. Właścicielowi wydaje się, że zrobił coś dobrego, bo żółw będzie żył w naturze. W rzeczywistości jednak taki gest to poważne zagrożenie dla całego ekosystemu.
O tym, jak groźne mogą być konsekwencje, przypomniała niedawna historia z Stopnicy, gdzie z prywatnej hodowli uciekł serwal sawannowy. Egzotyczny drapieżny kot z Afryki, którego nigdy nie powinno być w polskich realiach, nagle znalazł się w środowisku, które nie było na niego przygotowane. To nie pierwszy taki przypadek. W przeszłości zdarzały się ucieczki pum czy karakali. Każde z tych zdarzeń oznacza realne ryzyko zarówno dla ludzi, jak i dla lokalnej fauny. Zwierzę, które nie ma u nas naturalnych wrogów, potrafi w krótkim czasie zachwiać równowagę i doprowadzić do zaniku całych populacji mniejszych ssaków czy ptaków.
Najczęstszą formą nieodpowiedzialności jest jednak wypuszczanie do środowiska zwierząt, które pierwotnie były domowymi pupilami. Żółwie wodno-lądowe, egzotyczne ryby, a nawet ptaki trafiają do polskich rzek, stawów i parków, bo ich właściciele nie radzą sobie z opieką lub po prostu się nimi znudzili. Problem polega na tym, że takie osobniki często świetnie odnajdują się w nowych warunkach i zaczynają konkurować z rodzimymi gatunkami. Żółw czerwonolicy jest silniejszy i bardziej agresywny od żółwia błotnego, który i tak jest w Polsce objęty ścisłą ochroną. Efekt jest łatwy do przewidzenia – rodzimy gatunek ma coraz mniejsze szanse na przetrwanie.
Konsekwencje są poważne. Obce gatunki wypierają nasze rodzime zwierzęta, zajmują ich siedliska i pożywienie, przenoszą choroby, które mogą dziesiątkować lokalną faunę, a w skrajnych przypadkach stwarzają też zagrożenie dla ludzi. Przyroda jest systemem naczyń połączonych – zaburzenie jednego elementu prowadzi do lawiny zmian, które często okazują się nieodwracalne.
Prawo w tej sprawie jest jednoznaczne. W Polsce obowiązuje zakaz wprowadzania gatunków inwazyjnych do środowiska, a za jego złamanie grożą surowe kary finansowe, a nawet odpowiedzialność karna. To nie są przepisy bez znaczenia – ich celem jest ochrona równowagi ekologicznej i bezpieczeństwa.
Dlaczego mimo to ludzie wciąż to robią? Powody bywają różne – od znudzenia zwierzęciem, przez brak wiedzy o trudach jego hodowli, aż po naiwne przekonanie, że „na wolności będzie mu lepiej”. W praktyce jednak jest to akt bezmyślności, który szkodzi i samemu zwierzęciu, i całej przyrodzie.
Rozwiązanie istnieje. Jeśli ktoś nie jest w stanie dłużej opiekować się egzotycznym pupilem, powinien zgłosić się do odpowiednich służb, fundacji, ogrodu zoologicznego czy schroniska zajmującego się takimi przypadkami. Każda z tych instytucji poradzi sobie lepiej niż przydomowy staw czy las, w którym wypuszczone zwierzę staje się intruzem.
Z pozoru niewinny gest, jak wypuszczenie żółwia do wody albo ptaka z klatki, w rzeczywistości oznacza poważne zagrożenie dla całych ekosystemów. Kto decyduje się na hodowlę egzotycznego zwierzęcia, bierze na siebie odpowiedzialność nie tylko za jego los, ale i za bezpieczeństwo naszej przyrody. Jeśli dalej będziemy bezmyślnie wypuszczać obce gatunki do środowiska, wkrótce może się okazać, że zamiast rodzimych żółwi, ryb czy ptaków, nasze lasy, jeziora i rzeki pełne będą nieproszonych przybyszy, którzy zmienią krajobraz przyrodniczy na zawsze.






