Zaczęło się niewinnie. Kilka firm wprowadziło na polskie ulice hulajnogi elektryczne – wygodne, szybkie, bezemisyjne. Miały być alternatywą dla samochodów, sposobem na walkę z korkami, narzędziem zrównoważonego transportu. Początkowo traktowane jako ciekawostka, dziś stały się symbolem miejskiego chaosu. Nie ma dnia, by media nie donosiły o kolejnym wypadku z udziałem użytkownika hulajnogi. Trudno też przejść przez centrum miasta, nie mijając choćby jednej porzuconej na środku chodnika, przewróconej maszyny, która zamiast pomagać – zaczyna przeszkadzać.
Hulajnogi stoją dosłownie wszędzie: pod sklepami, na środku przejść dla pieszych, pod przystankami, na wąskich chodnikach, blokując wózki dziecięce i inwalidzkie. Ale to nie one same są problemem. Kłopotem jest sposób ich użytkowania – często lekkomyślny, pozbawiony wyobraźni i respektu dla innych. Chodniki, które miały służyć pieszym, stają się torami przeszkód. Rowerowe ścieżki – polami rywalizacji o pierwszeństwo. Jezdnie – torem dla nieprzewidywalnych manewrów hulajnogowiczów, którzy potrafią zmieniać pas ruchu bez oglądania się na innych uczestników.
Pijani, nieletni, nieostrożni – lista problemów rośnie
W centrum Poznania pijany 26-latek na hulajnodze elektrycznej zderzył się z kobietą w ciąży. Uderzenie było na tyle silne, że kobieta upadła i trafiła do szpitala z urazem biodra. Mężczyzna miał ponad 1,2 promila alkoholu w organizmie.
W Warszawie głośna była sprawa, kiedy 14-latek pędzący hulajnogą po Bulwarach Wiślanych wjechał z dużą prędkością w pięcioletnie dziecko poruszające się na rowerku biegowym. Chłopiec doznał złamania ręki, miał uraz głowy. Sprawa wywołała oburzenie społeczne, a rodzice pytali: kto odpowiada za nieletnich jeżdżących bez nadzoru?
Jeszcze bardziej absurdalna sytuacja wydarzyła się na Dolnym Śląsku, gdzie 22-latek wjechał na hulajnodze na węzeł autostradowy pod Legnicą. Mimo znaków zakazu i sygnałów ostrzegawczych, kontynuował jazdę po pasie awaryjnym przez kilka kilometrów, aż zatrzymała go policja. Mężczyzna tłumaczył, że „nawigacja tak poprowadziła”.
W Świebodzinie 68-letni mężczyzna – nietrzeźwy (0,31 promila) – jechał hulajnogą elektryczną po pasie awaryjnym autostrady A2, pod prąd. Został zatrzymany przez policję, ale jego zachowanie ilustruje problem braku świadomości i odpowiedzialności.
W Płońsku zdarzył się przypadek 17-latka, który jechał hulajnogą po chodniku będąc po alkoholu (ponad 0,3 promila) i potrącił 8-letnią dziewczynkę. W Zielonej Górze 15-letni chłopak na hulajnodze potrącił 6-letnią dziewczynkę na deptaku. Dziecko miało urazy głowy i twarzy, a sprawa trafiła do sądu rodzinnego – młodociany nie miał nawet karty rowerowej. Z kolei w Lublinie 36-latek na hulajnodze potrącił 13-latkę i opuścił miejsce zdarzenia. Poszkodowana trafiła do szpitala.
Prawo sobie, życie sobie
Zgodnie z obowiązującymi przepisami hulajnogą elektryczną można jeździć po ścieżkach rowerowych, a jeśli ich nie ma – po jezdni z ograniczeniem do 30 km/h. Poruszanie się po chodniku jest możliwe tylko wtedy, gdy brakuje drogi rowerowej i jezdni z dopuszczalną prędkością do 30 km/h, a prędkość hulajnogi musi być dostosowana do prędkości pieszych. Teoretycznie – bezpieczne rozwiązanie. W praktyce – martwy zapis. Niewielu użytkowników zna te przepisy, jeszcze mniej je respektuje.
Firmy wypożyczające hulajnogi próbują wprowadzać ograniczenia – np. automatyczne zmniejszanie prędkości w centrach miast lub strefach pieszych – ale nie są w stanie nadążyć za skalą problemu. Co więcej, wiele z tych rozwiązań da się obejść. Aplikacje można oszukać, konta założyć na inną osobę, geolokalizację osłabić.
To nie technologia zawodzi, ale człowiek. Wielu użytkownikom hulajnóg brakuje podstawowej wiedzy o zasadach ruchu drogowego. Nie mają doświadczenia, nie przewidują konsekwencji, nie znają ograniczeń fizyki. 25 km/h wydaje się niewiele – ale zderzenie z pieszym przy tej prędkości to siła mogąca spowodować poważne obrażenia. A jednak zbyt często hulajnogi stają się narzędziem popisów: jazda bez trzymanki, w dwie osoby, po zmroku bez oświetlenia, wjeżdżanie na pasy bez zwalniania.
Hulajnogi elektryczne nie są z natury złe. Wręcz przeciwnie – to ekologiczna, nowoczesna forma transportu, która może znacząco odciążyć komunikację miejską i zmniejszyć korki. Ale dziś stają się symbolem braku odpowiedzialności, źródłem niebezpieczeństw i frustracji. Jeśli nie zostaną wprowadzone skuteczne rozwiązania, zamiast rewolucji mobilnościowej doczekamy się kolejnych tragedii.
Korzystając z hulajnogi elektrycznej – warto włączyć myślenie. To nie zabawka, lecz pojazd poruszający się w przestrzeni wspólnej, gdzie każda decyzja może mieć realne konsekwencje. Wystarczy chwila nieuwagi, by doprowadzić do wypadku. Nie powinno się jeździć po alkoholu, wjeżdżać z impetem na przejścia dla pieszych ani rozpędzać się na chodnikach wśród pieszych. Wystarczy odrobina wyobraźni i znajomości przepisów, by korzystanie z hulajnogi było bezpieczne – zarówno dla użytkownika, jak i dla otoczenia.






