Jeszcze niedawno polska prawica i środowiska określane jako patriotyczne podgrzewały temat rzekomego „przerzucania migrantów przez Niemcy”. Tego typu narracja szybko zyskała medialny rezonans. Dariusz Matecki i wielu innych polityków twierdziło, że „Niemcy zwożą migrantów i porzucają ich na naszej granicy”, co miałoby zagrażać – jak argumentowano – suwerenności, bezpieczeństwu oraz życiu i czci kobiet i dzieci.
Na internetowych profilach i forach regularnie pojawiały się nagrania przedstawiające niemieckich policjantów „rzekomo usiłujących zrzucić migrantów na terytorium Polski”. Publikacje zawierały dramatyczne komentarze, obwiniając Berlin o przekraczanie granic i wykorzystywanie migracji jako narzędzia wroga działającego przeciwko Polsce. Jednocześnie niemieckie służby graniczne powoli zaostrzyły politykę migracyjną, odmawiając wjazdu cudzoziemcom na podstawie przepisów Schengen.
Z ust środowisk patriotycznych padały wielkie słowa o „nieustannej kontroli”, o „obronie polskich kobiet przed falą migrantów”, a także o potrzebie stałej obecności społecznych straży na przejściach granicznych. W sieci mnożyły się nagrania, a konferencje prasowe w przygranicznych miejscowościach przyciągały uwagę ogólnopolskich stacji telewizyjnych.
Dziś jednak, kiedy emocje opadły, trudno znaleźć ślady tamtego zapału. Granic pilnuje wyłącznie Straż Graniczna, policja czy Żandarmeria Wojskowa – czyli instytucje do tego powołane. Społecznych „obrońców granic” już niemal nie widać. Wydaje się, że patriotyzm – tak donośnie manifestowany – wystarczył na kilka konferencji i medialnych awantur, ale nie na codzienną, konsekwentną obecność w terenie.
Warto zadać pytanie, czy rzeczywiście chodziło o troskę o bezpieczeństwo i przyszłość kraju, czy raczej o szybki polityczny efekt, zbudowany na strachu i sensacyjnych narracjach? Skoro deklarowano gotowość do długotrwałej walki z rzekomym kryzysem, dlaczego dziś granica świeci pustkami? I znów mamy dowód na to, że patriotyzm w wydaniu niektórych środowisk jest jak fajerwerki: huk, błysk, błyskotka – a po chwili tylko dym i pusta cisza. Granicę zostawiono tym, którzy naprawdę są do tego powołani, czyli państwowym służbom. A wielcy obrońcy? Cóż, może jeszcze kiedyś wrócą – ale raczej wtedy, gdy znów pojawią się kamery i okazja do medialnej zadymy.






