niedziela, 9 listopada, 2025
spot_imgspot_img
spot_img

Najpopularniejsze

Zobacz również...

W co gra PSL? Dwukadencyjność na wagę być albo nie być

Polskie Stronnictwo Ludowe od lat przedstawia się jako partia samorządowa, zakorzeniona w gminach i miasteczkach. To właśnie tam ludowcy mieli swoje najpewniejsze zaplecze – wójtów, burmistrzów i lokalnych liderów. Problem w tym, że dla wielu z nich w 2029 roku zakończy się możliwość dalszego rządzenia. Obowiązująca od 2018 r. dwukadencyjność sprawi, że tysiące samorządowców będzie musiało odejść, a PSL nie ma dziś wystarczająco silnych następców, którzy mogliby przejąć ich rolę.

Ludowcy alarmują, że w 61% gmin w 2029 roku nastąpi wymiana władz. Mówią o „tsunami”, o utracie doświadczenia i destabilizacji lokalnych wspólnot. Ale czy to naprawdę kryzys, czy raczej szansa? W końcu demokracja polega na rotacji – na tym, by do władzy mogli wchodzić nowi ludzie, świeże pomysły i nowa energia.

Dlaczego PSL walczy o zniesienie limitu?

Dla wielu działaczy tej partii utrata stanowiska to koniec politycznej przygody. Struktury PSL są dziś słabe, młodych następców brakuje, a popularność ugrupowania w miastach i miasteczkach spada. Nic dziwnego, że zniesienie dwukadencyjności stało się dla PSL sprawą życia i śmierci. To nie tyle walka o „demokratyczne prawa obywateli”, jak próbują przekonywać posłowie, ale raczej o utrzymanie wpływów i przetrwanie politycznego zaplecza.

PSL kreśli obraz chaosu i destabilizacji, ale praktyka pokazuje coś innego. W każdej kadencji i tak wymienia się około 30–40% włodarzy. Mieszkańcy potrafią odwołać wójta czy burmistrza, jeśli są niezadowoleni. Limit kadencji nie niszczy demokracji – wręcz przeciwnie, zapobiega zabetonowaniu lokalnych układów, gdzie władza i stołki w spółkach komunalnych przekazywane są z pokolenia na pokolenie.

Tak naprawdę największym przeciwnikiem dwukadencyjności nie są mieszkańcy – bo ci w większości popierają ograniczenie – ale sami samorządowi liderzy i partie, które opierały na nich swoje struktury. Dla PSL brak limitu to gwarancja dalszego życia politycznego. Dla obywateli – to ryzyko utrwalenia lokalnych układów.

Gra o przyszłość

Debata w Sejmie pokazała, że temat budzi emocje ponad podziałami. Jedni widzą w limicie zamach na demokrację, inni – mechanizm jej ochrony. Pewne jest jedno: dla PSL utrzymanie obecnego prawa może być gwoździem do politycznej trumny. Dla obywateli – szansą na nowe twarze i uczciwszą rywalizację w gminach.

Dwukadencyjność nie musi być straszakiem. Może być lekarstwem na polityczną stagnację i impulsem do tego, by samorząd nie był zamkniętym klubem dla tych samych osób przez dekady.

W piątek, 12 września, Sejm zajął się projektem ustawy autorstwa Polskiego Stronnictwa Ludowego, zakładającym zniesienie ograniczenia do dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Klub Razem wnioskował o całkowite odrzucenie propozycji już w pierwszym czytaniu. W głosowaniu uczestniczyło 418 posłów – za odrzuceniem projektu było 201, przeciw 213, a 4 wstrzymało się od głosu. Brak większości dla wniosku Razem oznacza, że projekt PSL trafi teraz do dalszych prac w komisjach sejmowych.

Popularne Artykuły